środa, 24 września 2014

Problemem nie jest zbyt wysoki poziom migracji, ale zbyt mały


Migracja nie ma w naszym społeczeństwie zbyt wielu pozytywnych konotacji. Spora część Polaków przejawia negatywny lub skrajnie negatywny stosunek do emigrantów. Tymczasem World Economic Forum donosi, że migracja przyczynia się do wzrostu gospodarczego i że problemem nie jest zbyt duży poziom migracji, ale zbyt mały.

Ostatnie badania brytyjskich naukowców pokazują, że w krajach Europejskiego Obszaru Gospodarczego, a więc strefa obejmująca państwa Unii Europejskiej i Europejskiego Stowarzyszenia Wolnego Handlu migranci mieli ponad 25 miliardów dolarów wkładu w finanse publiczne i płacili średnio o 34% więcej podatków, niż pobierane świadczenia dodatkowe. Premier Wielkiej Brytanii David Cameron okazuję się zatem niemałym hipokrytą krytykując niedawno imigrantów m.in. z Polski. De facto Polacy wpierają gospodarkę jego kraju.


Podobne wnioski płyną z analiz dotyczących wszystkich obszarów gospodarczych świata. Co więcej ekonomiczne korzyści z migracji ma każda ze stron. W krajach, w których migranci osiadają na stałe, przejawiają najwięcej innowacyjności i przedsiębiorczości, podejmują się prac, do wykonywania których brakuje chętnych i wykwalifikowanych osób (tj. sprzątacze, pielęgniarki, pomoc domowa). Pieniądze, które wysyłają do swoich rodzinnych krajów wpierają najbiedniejsze społeczności, zapobiegają skrajnej biedzie oraz maja znaczący wkład w Produkt Narodowy Brutto tych państw. Prognozuje się, że w roku 2014 przekazy pieniężne wynikające z migracji osiągną poziom 436 miliardów dolarów. Jednym z głównych punktów obrad dotyczących migracji Światowego Forum Ekonomicznego na rok 2014-2016 jest usuwanie barier na drodze do większej mobilności m.in. poprzez zwiększanie współpracy organizacji międzynarodowych i sektora prywatnego czy obniżanie kosztów usług bankowych. Dlaczego? Bo wsparcie migracji to rozwój gospodarczy zarówno dla krajów pierwszej i drugiej kategorii jak również krajów trzeciego świata.

Skandynawowie poszli jeszcze dalej i nie tylko wspierają migrację, ale mnożą korzyści z niej wynikające. Nie dość, że są jednym z najbardziej zglobalizowanym regionem biznesowym na świecie, to dzięki imigrantom i odpowiednio sprofilowanemu systemowi podatkowemu łatają dziurę emerytalną. Wiadomo bowiem, że kraje nordyckie są w niżu demograficznym. Mimo to prawie każdy marzy o emeryturze według szwedzkiego czy duńskiego modelu. Ta nie byłaby możliwa bez m.in. dużym podatkom płaconym przez imigrantów w tych państwach. Model ten wydaje się jednak dość sprawiedliwy, bowiem im dłużej dany imigrant przebywa, pracuje i kulturowo asymiluje się na obszarze tych państw, tym mniejsze podatki płaci.

Problemy wynikające z różnic kulturowych są oczywiście większe  zazwyczaj w tych państwach, w których jest więcej imigrantów, ale wynikają one raczej dalej z niechęci do asymilacji oby stron, nietolerancji i nasilających się jej skutkach, odmawiania równości praw i zbyt dużym przywiązaniu do symboliki narodowej.

Źródło:http://forumblog.org/2014/09/supporting-migration-makes-good-business-sense/?utm_content=buffer116bd&utm_medium=social&utm_source=facebook.com&utm_campaign=buffer

Istota Boga

Przeczytałam przed chwilą, że należy szukać i...doceniać.
Szukać w sobie, w tym co mamy
i to co mamy doceniać.

Przeczytałam przed chwilą,

że wszechświat, mimo swej nieskończoności
może tworzyć całość, a całość tę
stanowi Bóg i nią właściwie jest w istocie.

Przeczytałam przed chwilą,

że nawet najbardziej święci z pośród nas
nie są w stanie ogarnąć całości.
Widzą jedynie kawałki wszechświata,
a mimo to dostrzegają Boga
i z nim właśnie się jednoczą.

Przeczytałam przed chwilą,

ze sensem egzystencji jest turija,
bo pozwala nam dostrzec czwarty wymiar
który łączy kawałki wszechświata tak,
że nie odczuwamy potrzeby ogarniania całości
- wiemy, że to niemożliwe.

Przeczytałam przed chwilą,

że ten stan niezachwianej szczęśliwości
to spokój dający zrozumienie dla wszystkiego,
co na ten wszechświat się składa,
a w tej błogiej chwili wszystko jest jasne.
- w turiji nie ma konieczności odczuwania potrzeby.

Przeczytałam przed chwilą,

że aby utrzymać to wymodlone szczęście,
należy je systematycznie pielęgnować.
Odizolować wszelkie ludzkie sposobności.
W przeciwnym razie modły okażą się fałszywe,
a równowaga kawałków wszechświata zostanie
...zachwiana.

Przeczytałam przed chwilą

i dało mi to połowę odpowiedzi.
Może jak znajdę, docenię i poczuję,
odnajdę drugą, czyli.....Boga?

Przeczytałam przed chwilą

i wiem, że coś w swoim życiu
robię nie tak....

.....rozmowa sama z sobą parę lat temu, niejako pieczętująca mój agnostycyzm

piątek, 20 czerwca 2014

Definicja normalności i absurdy dziejowej naukowości

Co to znaczy normalny, co oznacza bycie normalnym? Czy istnieje desygnat normalnego człowieka?  Próba popełnienia takiej definicji z pewnością uzależniona jest, jak pokazują nasze jakże chlubne dzieje od kontekstu historyczno-społecznego czy kulturowego, a znalezienie żywych przypadków w przyrodzie wręcz niemożliwe. Bo czy jesteśmy w stanie wyobrazić sobie statystycznie normalnego człowieka w każdym możliwym wymiarze? Z tego statystycznego punktu widzenia musielibyśmy nazwać taki okaz  tzn. homo wypośrodkowany albo homo uśredniony, co innego homo wystandaryzowany, albo jak się modnie ostatnio określa skomodyzowany, bo o to w naturze raczej ostatnio nie trudno (patrz – , mainstream, jak zostać hipsterem i fashionistką i w ogóle bujać się na dachu świata).

Ucząc się do kolejnego egzaminu z psychologii trafiłam na fajną część materiału pokazującą czym była mentalna normalność wcale dawno i jak absurdalna była ta normalność wtedy z punktu widzenia naszej mainstreamowej definicji normalności teraz, bo czy wiedzieliście, że…


teorie seksualnego wykorzystywania dzieci jeszcze w latach 20 XX wieku utrzymywały, że do wykorzystywania dochodzi z winy ofiary, a agresywne dzieci uwodzą niewinnych mężczyzn i perfidnie ich wykorzystują przyjmując od nich podarunki i pieniądze. Hmm…dziwne, że nie wspominano nic o kobietach. A nie! Chwileczkę, wspominano….Freud utrzymywał na przykład, że histeria u kobiet jest wynikiem fantazji edypalnych, czyli  pragnienia kontaktów seksualnych w dzieciństwie z  rodzicem.
W latach 40 i 50 XX wieku winą za autyzm dzieci obarczano emocjonalnie oziębłe…. matki (of course, bo przecież nie oziębłych lub najczęściej nieobecnych w wychowywaniu ojców!).  Powodów cytowanego zresztą do dzisiaj syndromu oziębłej matki upatrywano w gwałtownym odstawianiu niemowląt od piersi lub w....ambicjach akademickich kobiet i tym samym zaniedbywaniu potomstwa. Takie teorie przytaczano jako naukowe bez żadnych uzasadnień merytorycznych. Tymczasem dzisiaj wiadomo już, że autyzm jest zaburzeniem lub opóźnieniem funkcji, które są ściśle związane z procesem biologicznego dojrzewania ośrodkowego układu nerwowego, a ewentualna oziębłość emocjonalna matek to co najwyżej skutek wychowywania autystycznej pociechy, zaburzonej w obszarze kompetencji socjalnych i poznawczych. Mylenie skutku z przyczyna to dość częste w naukowości i nie tylko, ale co tam. Jedziemy dalej.

…… w 1935r. portugalski lekarz Antonio Egas Moniz opracował metodę lobotomii czołowej, za którą w roku 1949  dostał prestiżową nagrodę Nobla. Metoda ta polega na interwencji neurochirurgicznej polegającej, na przecięciu połączeń obszarów przedczołowych kory mózgowej z innymi strukturami mózgu. Zalecana niegdyś w psychozach, natręctwach, depresji, podnieceniu psychoruchowym, urojeniach lękowych czy fobiach. Szacuje się, że w Stanach wykonano od 40 do 50 tys. zabiegów, w Wielkiej Brytanii ok. 17 tys. a krajach Skandynawskich 9,3 tysiąca zabiegów (czyli 2,5 razy więcej, niż w USA per capita). Dopiero po latach ujawniono w periodykach inne skutki tej metody do których należą m.in. zgon (ok. 60% przypadków), reemisja  objawów, odhamowanie popędów, upośledzenie intelektualne i całkowita zmiana osobowości. Jak ktoś chce zobaczyć przykład takiego ,,wyleczonego’’, to przypominam absolutnie genialny film i książkę ,,lot nad kukułczym gniazdem’’z Jack’iem Nicholsonem, gdzie w ostatniej scenie z głównym bohaterem prezentowane są...właśnie skutki tego uhonorowanego noblem zabiegu.
- no i  na koniec prawdziwa wisienka na torcie, istna perła wśród pereł, ….

i......igła w stogu siana........

Czy wiecie co to jest drapetomania? Nie? Spoko, też przed chwilą nie wiedziałam.

Jest to bardzo poważne zaburzenie, diagnozowane w XIX w Stanach Zjednoczonych u niewolników. Polega na... irracjonalnej obsesji wolności i powtarzających się próbach ucieczki…..
Seriously? Tak – seriously!!
Definicję normalności w jakimś sensie kreuje społeczeństwo. Z jednej strony zatem jesteśmy od tej definicji zależni, z drugiej jednak....mamy na nią wpływ.


Źródło: post inspirowany wykładem z etyki z Dr Dorotą Bednarek ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. 




środa, 4 czerwca 2014

Zanika polityczne MY


Wczoraj, dzień przed obchodami dwudziestej piątej rocznicy wolnych wyborów w Polsce i wielkiego triumfu Solidarności wpadł mi ,,w ręce'' ciekawy artykuł z Krytyki Politycznej. Znany publicysta - Jacek Żakowski w obliczu następstw światowego kryzysu z 2008, niesprzyjającej młodym koniunktury czy układowi sił w Polsce zarzuca młodemu pokoleniu bierność, brak buntu i pokoleniowej solidarności. Jego zdaniem jednym z nadrzędnych powodów tej sytuacji jest brak politycznego ,,my'' zastąpione prawie zupełnie przez polityczne ,,ja''. I ta uwaga jest rzeczywiście bardzo ciekawa i  być może bardzo trafna. Rzeczywiście zanika poczucie solidarności wśród młodych i coraz rzadziej identyfikujemy się z jakimiś głosami pokolenia, bo mamy własne - indywidualne. Ta nowa reguła trochę nie ma zastosowania w środowiskach prawicowych i radykalnych - moim zdaniem  coraz silniejszych w Polsce. Głoszą bowiem hasła stanowiące najprostszy wariant wyjaśnienia współczesnych problemów tj. rosnąca stratyfikacja społeczna, duże bezrobocie wśród młodych, rosnące nastroje eurosceptyczne, emigracja Polaków. Dla środowisk szczególnie konserwatywnych  to zmiana jest źródłem problemów, a skoro tak, to naturalne jest, że należy zwrócić się w kierunku tego, co znane. Dodatkowo też wiele incydentów podgrzewanych  przez media zbudowało ogólne wrażenie, że w Polsce jest sporo radykalizujących się osób  i zaczęło budować pewność, że głosząc radykalne hasła, czyli  najprostsze, skrajne i tym samym populistyczne odpowiedzi stają się częścią dominującego nurtu społecznego, stojącego często w opozycji do współczesnego, niesprawiedliwego układu sił centrowców i liberałów. W tym sensie nurt ten jest wewnętrznie bardzo solidarny i  bardzo ,,my''.
Wracając jednak do zarzutu Pana Żakowskiego zastanawiam się dlaczego mielibyśmy się buntować, jak i czy to w ogóle potrzebne by coś zmieniać?
Nie jest lekko i bez wątpienia jest co usprawniać, ulepszać, ale czy ludziom młodym nie żyje się niewspółmiernie lepiej, niż młodym 25 lat temu? Przynajmniej mamy więcej możliwości, więcej szans....



Nie jesteśmy pokoleniem ideowym tylko pragmatycznym. Zdajemy sobie sprawę, że wolność, to także odpowiedzialność. Jak jest szansa - to z niej korzystamy. Jak jest źle - to wyjeżdżamy za granice. Jak możemy zrobić coś, co pomoże dostać fajną pracę, czy wieść lepsze życie, robimy to. W tym właśnie sensie jesteśmy trochę niewolnikami kapitalizmu. No może jeszcze w jednym. Niegdyś to komunizm starał się zwalczyć duchowość, dzisiaj robi to konsumpcjonizm - to co robią media, marketing. To, że na każdym kroku wciska się nam jakieś ukryte prawdy i że trudno się w tym odnaleźć i jedyną drogą jest budowanie swojej mocnej, osobistej postawy. Rzeczywiście jednak nie przyczynia się to na dłuższą metę do rozwiązania przyczyn problemów społecznych, bo działamy prawie wyłącznie indywidualnie i pracujemy na własne, indywidualne cele. Może rozwiązaniem może być większe stowarzyszanie się, jak wspomina Żakowski? Zamiast wielkich ruchów jak solidarność czy działalność partyjna powinniśmy zacząć od naszych własnych ogródków, spółdzielni, ulicy? W Stanach i Kanadzie - które też mają swoje problemy;) podobno ,,solidarność'' ma bardzo ciekawą odmianę. Oni nie zmagali się co prawdą z absurdami życia w socjalizmie i nie musieli buntować się przeciwko jego absurdom, ale fakt, że budowali te państwa od samych podstaw, wcale dawno, to jak głosi wieść w amerykańskiej czy kanadyjskiej obywatelskiej mentalności, istnieje takie przeświadczenie - takie na co dzień, że każdy ma swoją pracę do wykonania i że jest się jakimś elementem całości. Jeśli nie wykona się swojej pracy dobrze, a jakiś element systemu nie będzie funkcjonował dobrze, to to ,,nowe państwo'' będzie działało źle i będzie się żyło coraz gorzej. Logiczne! Innymi słowy mówi się, że Amerykanie i Kanadyjczycy żyją w przeświadczeniu, że żeby państwo i społeczeństwo działało sprawnie musi istnieć poczucie tej społecznej solidarności w funkcjonowaniu systemu i społeczeństwa jako całości. Biorąc pod uwagę genezę powstawania tych państw można nawet powiedzieć, że podstawą ich tożsamości narodowej jest solidarność w tworzeniu i organizowaniu państwa. No cóż - my mamy swoją walkę z komunizmem, swoje powstania i mesjasza narodów, a oni coś zgoła innego.

Niestety u nas, mimo tej wielkiej legendy solidarności mam wrażenie, że nikt nas nie nauczył praktycznego zastosowania tego pojęcia. A w dniu takim jak dziś - 4 czerwca, 25 lat po pierwszych wolnych wyborach wygranych przez ,,Solidarność'' życzyłabym sobie dla swojego kraju i Polaków większego poczucia tej solidarności, która znajdywałaby swoje przełożenie na co dzień - w pracy, na ulicy, sklepie, przed powodziami, żeby wspólnie im zapobiec, a nie po nich, jak również w zwyczajnej wymianie poglądów i próbach wypracowania wspólnego dyskursu. 


Źródła: https://www.youtube.com/watch?v=saLQeN28Y9k&list=UUARP4BZwiY50cjEXs3Mk9rQ
and my brain. 

czwartek, 29 maja 2014

Komentarz do pokolenia Y

Mówi się ostatnio wiele na temat pokolenia Y, czyli tak zwanych Millenialsów na rynku pracy. Można odnieść wrażenie, że w przeważającej mierze są to raczej opinie negatywne. Jako - jak się domyślam przedstawicielka, mniej lub bardziej reprezentatywna odniosę się do paru powtarzających się charakterystyk.

Generacja Y to pokolenie oswojone z nowinkami technologicznymi. Nie potrafimy żyć bez internetu, Ipadów i smartphonów. Prawda to i mówię to  nawet z lekką dumą i zadziwieniem, że spotyka się to z dużą, czy w ogóle jakąś krytyką. Pluralizm informacji i forma przekazu z jakim spotykamy się w sieci raczej bije łeb na szyję ten w telewizji, od której uzależnione są pokolenia od nas starsze;)  Technologia sama w sobie nie sprawia, że kontakty z ludźmi się pogarszają. Niektórzy twierdzą, że może być nawet na odwrót. Dzięki technologiom, czy Social Media nasze sieci kontaktów poszerzają się, następuję szerszy przepływ informacji, lepiej rozumiemy świat. Inna kwestia, że konsekwencją tego może być zachwianie tradycyjnych wartości czy tradycyjnych kręgów znajomości, ale rozpatrywałabym to raczej w kategoriach zmiany, a nie degeneracji. Reasumując, technologie to bez wątpienia przyszłość, a millenialsom opanowanie jej przychodzi szybciej.  Jeszcze szybciej radzą sobie z nią pokolenia młodsze. Moim zdaniem to bardzo dobrze, ale trzeba zdawać sobie sprawę z możliwości technologii oraz ewentualnych zagrożeń (np. w kontekście przeładowania dystraktorami, problemy z byciem tu i teraz itp.)

Millenialsi to pokolenie aroganckie, pewne siebie, roszczeniowe i leniwie! Podobno nie lubimy pracować i nie szanujemy pracodawcy!
Bardzo dziwny zarzut, zapewne z ust tych, którzy nie rozumieją przemian. Odbije piłeczkę i dokonam porównania. ,,Pracuje się dla pieniędzy'', ,, pracuję na godny byt swojej rodziny'',  ,,nie warto dawać z siebie więcej ponad to, co wymaga pracodawca'', ,,byle do weekendu''. Czy słysząc takie hasła możemy mieć nadzieję, że praca to jakaś ważna sfera życia pokolenia, które je głosi? I czy nie są to przypadkiem myśli przewodnie pokoleń właśnie od nas starszych, które krytykuje Millenialsów? Mam trochę starszych kolegów i z ich ust praca przeważnie jawiła mi się jako jakiś przykry obowiązek, a pracodawca jako ktoś głupi i  nie wart szacunku. Ktoś z kim można i nawet należy bawić się w kotka i myszkę. Przeciętny przedstawiciel pokolenia X i starszych na pytanie o to kogo najbardziej nie znosisz odpowiada - przedsiębiorców. Na pytanie - kim chciałbyś, aby zostało Twoje dziecko odpowiada - przedsiębiorcą. Postawy takie zdeterminowane są zapewne całym systemem społeczno-politycznym, przestarzałymi metodami zarządzania ludźmi i ich zasobami, ale przede wszystkim..... wartościami - pokolenia starsze cenią sobie o wiele bardziej stabilność, bezpieczeństwo, co w przekonaniu Millenialsów nie jest ważniejsze od robienia czegoś satysfakcjonującego i nie zawsze gwarantuje tak ważny dla nich rozwój. Rozwój bowiem wiąże się zawsze ze zmianami, których niektórzy po prostu się obawiają i do których Milennialsi przygotowani są lepiej. Ponad to wszelkie sondaże dotyczące najważniejszych wartości Polaków wyraźnie pokazują, że to właśnie dla Millenialsów praca sama w sobie jest jedną z najważniejszych wartości i źródłem życiowej satysfakcji, a przynajmniej naszym marzeniem jest, żeby tak było. Pociąga  to za sobą duże zaangażowanie w pracę, cenienie wykonywanego zawodu i zawodowej aktywności, zdolność do większej mobilności. Inaczej jest w przypadku pokolenia X , dla których ważniejsze są pieniądze,własne mieszkanie i rodzina, a praca jest najczęściej instrumentem do wspierania tych wartości. Generacja Y - trochę odmiennie - ceni sobie życiowy balans - godzenie pracy i rozwoju z życiem osobistym.
Co jest złego w tym, że oczekują trochę szacunku, w zamian oferując postawę zgoła odmienną, niż praca jedynie dla pieniędzy, stabilności i poczucia bezpieczeństwa. Oczekują, że albo pracodawca będzie nieco bardziej elastyczny, albo zaakceptuje to, że prędzej, czy późnej pójdziemy własną drogą -  stąd większa zdolność do mobilności Millenialsów. Nowoczesne firmy, które próbują wejść w tzw. trzecią falę Tofflerowską dobrze to rozumieją i oferują różnorodne, często indywidualne ścieżki kariery. Millenialsi potrafią odwdzięczyć się głębokim zaangażowaniem i pasją. Potrzebują jedynie odpowiednio skomponowanych warunków, nowoczesnego zarządzania i oferty na rozwój.

Millenialsom brak wiedzy powszechnej, nie szanują kanonów, nie mają autorytetów. Mało adekwatny zarzut, biorąc pod uwagę, że to właśnie nasze pokolenie chyba najlepiej rozumie ideę uczenia się przez całe życie, najliczniej kończy uniwersytety -  często po dwa fakultety, w międzyczasie uczy się języków, wyjeżdża na wymiany zagraniczne i często jeszcze zdobywa doświadczenie zawodowe jednocześnie.
Tak, znajomość kanonów jest teraz bardzo potrzebna, lektury szkolne, takie chociażby jak Krzyżacy świetnie oddają obecną rzeczywistość i uczą rozumienia jej, a sypanie z rękawa nazwami prawych dopływów Wisły jest dziś do prawdy na wagę złota....

Uważam, że  w czasach przeładowania informacyjnego zarówno w środowisku pracy jak i w życiu możemy mieć  tolerancję na czyjąś niewiedzę, bo nie jesteśmy w stanie wiedzieć wszystkiego, nawet tego, co tyczy się kanonów. W pracy, w szkole i w życiu ważniejsze wydaje się docenienie umiejętność myślenia przyczynowo-skutkowego (reasoning) czy postawy aktywnej i zaangażowanej. Na obronę moich słów mogę tylko powiedzieć, że aktorka - Krystyna Janda myśli podobnie. Skoro o autorytetach mowa - rzeczywiście ich posiadanie może okazać się potrzebne, czy w życiu niezbędne, ale ślepa wiara w jakikolwiek autorytet nie ma nic wspólnego z rozwojem i obiektywizmem. Nic zatem złego w tym, że Millenialsi stronią od takich życiowych determinizmów. Zamiast podążać za autorytetami wolą wyciągnąć cząstkę inspiracji, choćby od osoby z najbliższego otoczenia.

Post jest dużą generalizacją, ale trudno na generalizację  - w dodatku nietrafioną, nie odpowiedzieć przy użyciu generalizacji.



niedziela, 25 maja 2014

Wojciech Jaruzelski nie żyje

Trochę to symboliczne, że jeden z najbardziej kontrowersyjnych postaci polskiego świata politycznego lat osiemdziesiątych i ostatni przywódca PRL zmarł właśnie w dzień wyborów do Parlamentu Europejskiego, dziesięć lat od wstąpienia Polski do innego ,,bloku'' politycznego, niż ten Rosyjski ....

Bez wątpienia stan wojenny był dla niego ciężką kulą u nogi do jego ostatnich dni.  Mimo, że był politykiem, który nawet wspierał ideę okrągłego stołu i który w jakiś sposób zaczął przyczyniać się - chyba nieintencjonalnie, do transformacji '89 w pokojowym, kooperacyjnym kształcie, to jak na razie przez większość Polaków pamiętany jest jako zdrajca. Czy taka ocena jest słuszna i obiektywna w kontekście politycznych kuluarów tamtych czasów? Czy nie był przypadkiem politykiem tragicznym, który musiał wybierać pomiędzy większym, a mniejszym złem?




Tutaj rozmowa z nieżyjącym Wojciechem Jaruzelskim w programie Tomasz Lis na żywo:  ---> Generał u Lisa

poniedziałek, 5 maja 2014

Czy czytając książki rzeczywiście stajemy się lepszymi ludźmi?


Bez wątpienia czytanie może być bardzo przyjemne, ale czy w czasach, w których bardziej liczy się nadążanie za informacjami, dzięki którym mamy szansę lepiej zrozumieć zmieniający się w oka mgnieniu świat czytanie długich, barwnych powieści nie jest przypadkiem po prostu zbędne? Książki wprawdzie informują nas o jakichś ważnych wydarzeniach, ale czy media nie robią tego lepiej i szybciej? Współcześnie przewaga informacyjna jest w zasadzie elementem niezbędnym do osiągnięcia życiowego sukcesu. Czy zatem nie przeceniamy już trochę książek i niesłusznie próbujemy wmówić młodym pokoleniom, że czytanie rozwija? 



Uczeni od dawna zadają sobie podobne pytania. Jednym z pierwszych był zresztą sam Platon, mimo, że raczej nie żył w czasach szumu informacyjnego. Pisał, że czytanie tragedii czy prozy jest po prostu pouczające. Niektórzy jego następcy twierdzili nawet, że niektóre powieści pomagały przebudzić się moralnie całym społeczeństwom, wzniecić rebelie czy stanowić zaczyn do reform społecznych, albo po prostu dostrzec inny punkt widzenia jakiegoś problemu. 

Współcześnie nauka również stawia podobne pytania i próbuje dociec czy czytanie rzeczywiście rozwija, a jeśli tak, to jakie umiejętności i jaki rodzaj literatury jest najbardziej dla człowieka wartościowy. 

Balt i Velkamp (2013) z Uniwersytetu w Amsterdamie opublikowali wyniki badań pokazujące, że osoby czytające literaturę piękną wykazują więcej empatii (więcej zaangażowania emocjonalnego i poznawczego), niż osoby czytające np. literaturę faktu. 
Inna naukowa publikacja - Castano i Comer-Kidd'a (2013) z The New School for Social Research w Nowym Jorku również przemawia za przewagą czytania właśnie literatury pięknej. Badacze przypuszczali, że w wielu powieściach, w których barwna narracja koncentruje czytelnika na wewnętrznych przeżyciach i myślach postaci może mieć naukowe powiązanie z tzw. teorią umysłu, czyli dysponowaniem systemem pojęć, dzięki którym możemy wnioskować o stanach mentalnych innych osób i tym samym lepiej rozumieć świat społeczny (social understanding). Castano i Comer-Kidd'a przeprowadzili eksperyment, który wykazał, że osoby, które czytały najpierw fragmenty powieści z gatunku literatury pięknej poradziły sobie lepiej z zadaniami ,,teorii umysłu'' (głównie zadanie poznawcze), niż osoby czytające ustępy literatury faktu, literatury popularnonaukowej, czy te, które nie dostawały do przeczytania żadnych tekstów.  Innymi słowy czytając literaturę piękną możemy stać się bardziej zdolni do wczuwania się w cudze umysły, a co za tym idzie, usprawniać swoje kompetencje społeczne.



Inni naukowiec - Dan Johnson z Uniwersytetu w Waszyngtonie i Lee zadał sobie jeszcze inne pytanie - czy czytanie literatury pięknej może zmieniać spostrzeganie stereotypów rasowych? Jego badanie - przełomowe w tej dziedzinie wykazało, że osoby, które dostawały teksty o tematyce rasowej, pełne barwnej narracji (historia muzułmańskiej wdowy, której mąż Arab zginął w ataku terrorystycznym na World Trade Center 11/09) znacznie częściej zmieniały ocenę i spostrzeganie różnic rasowych i rewidowały swoje stereotypy, niż osoby, które dostawały jedynie streszczenie tej samej historii. To pionierskie badanie, które pokazało wpływ czytania literatury pięknej na jednostkową ocenę granic i podobieństw rasowych i stanowi kolejny dowód na to, że aby zwiększać społeczną empatię, wrażliwość, czy pluralistyczne widzenie świata, należy najprawdopodobniej promować....czytanie literatury pięknej. 


Źródła:

1)http://www.3quarksdaily.com/3quarksdaily/2014/01/do-good-books-improve-us.html
2)http://www.3quarksdaily.com/3quarksdaily/2014/04/does-literary-fiction-challenge-racial-stereotypes.html?utm_source=feedburner&utm_medium=feed&utm_campaign=Feed%3A+3quarksdaily+%283quarksdaily%29&utm_content=FaceBook
3) https://www.sciencemag.org/content/342/6156/377
4) http://www.nature.com/ng/journal/v36/n11s/full/ng1435.html
5) http://www.tandfonline.com/doi/abs/10.1080/01973533.2013.856791#.U2hTZoF_s8Q
6) http://www.plosone.org/article/info%3Adoi%2F10.1371%2Fjournal.pone.0055341




wtorek, 22 kwietnia 2014

Popęd jest poligamiczny z natury

Jednym z popularniejszych mitów dotyczących naszej seksualności jest to, że ,,(...) mężczyźni są z natury poligamiczni, a kobiety monogamiczne. Mit ten podoba się mężczyznom, uwalnia ich bowiem z poczucia winy za zdrady, a z kolei od partnerki mają prawo (kulturowo) domagać się wierności. Prawda jest jednak taka, że popęd płciowy jako taki jest POLIGAMICZNY z natury, gdyż dana osoba odczuwa pociąg seksualny do różnych osób. Monogamia jest natomiast świadomym wyborem, decyzją w imię pewnych wartości. Należy tu wspomnieć, że są osoby (niezależnie od płci!) z natury monogamiczne, tzn. niezdolne do zdrady partnera. I nie jest to bynajmniej wyłącznie sprawa norm i zasad. Po prostu uczuciowo nie są do tego zdolne(...) ''
Zbigniew Lew Starowicz, frag. z książki ,,Ona i On o seksie''

Obraz autorstwa gruzińskiego malarza - Lado Tevdoradze

środa, 9 kwietnia 2014

Czym jest Psychologia Społeczna

Dokonując pewnego uproszczenia i analogii - psychologia jest nauką o jednostce, socjologia nauką o społeczeństwie, psychologia społeczna zaś nauką o jednostce w społeczeństwie. Innymi słowy, jest nauką o interakcjach i zależnościach jednostki czy ludzi z innymi w kontekście różnorodnych zjawisk i sytuacji.



Wbrew powszechnemu przekonaniu większość psychologów wcale nie czyta w ludzkich umysłach, nawet pewnie nie próbuje. Co więcej, psycholodzy nie uczą się psychologii i nie zostają psychologami, aby manipulować ludzkimi umysłami. Na wydziałach psychologii naprawdę tego nie uczą!!

Warto też zwrócić uwagę na kontrowersję jakie maja miejsce wokół psychologii, socjologii czy w końcu psychologii społecznej - na zastrzeżenia, czy te nauki są w ogóle potrzebne i rzetelne.

Te zastrzeżenia biorą się - co trzeba jasno przyznać, z braku spójności psychologii stosowanej (i np. problem psychobiznesu, który opiszę z pewnością na tym blogu). Drugim powodem rodzących się zastrzeżeń jest jednak niezrozumienie czym te dziedziny właściwie są  i jaka jest ich istota.


Nauki społeczne nie są istotnie naukami ścisłymi. Paradygmaty - czyli zbiór teorii stanowiących  podstawę teoretyczną jakiejś dziedziny-  istniejące w tych naukach nie są tak niezbywalne i niepodważalne jak - jak przypuszczam - w matematyce, fizyce, czy chemii. Nauki społeczne tj. psychologia społeczna czy socjologia to nauki propabilistyczne, a zatem takie, w których pewne zależności da się udowodnić, stwierdzić czy potwierdzić jedynie w danymi miejscu, na określonym wycinku populacji, w danym czasie. Na podstawie wielokrotnych replikacji - a więc powtarzania w udoskonalonej metodologicznie formie badań - możemy przewidywać jak będzie lub mówić z pewnym prawdopodobieństwem jak jest i będzie.


Weźmy na tapetę na przykład sondaże społeczne, które służą do pokazania jak jest - np. jakie panują przekonania wśród społeczeństwa czy jak społeczeństwo się zachowa. Sama metodologia sondaży ma wbudowaną ,,teoretyczną pokorę'' i zakłada 2% prób błędu statystycznego. Co więcej, sondaże wskazują jedynie na pewne prawdopodobieństwo. Żaden socjolog nie twierdzi, że sondaże pokazują stuprocentowe odzwierciedlenie stanu faktycznego jakiegoś zjawiska społecznego. Bez takich sondaży jednak byłoby o wiele trudniej przewidzieć nam wiele zachowań ludzi.


Jakkolwiek można fascynować się naukami społecznymi i nawet je przeceniać, tak należy zapamiętać jedynie, że służą nam one współcześnie do próby przewidywania zjawisk społecznych i oszacowania prawdopodobieństwa jakiś zachowań i nic ponad to. Pomagają znaleźć odpowiedź na wiele pytań, ale tak jak w psychoterapii - nie podają gotowych odpowiedzi, jak często dzieje się w matematyce, fizyce, czy chemii.

Jednak czy to i tak nie krok milowy w historii naszej cywilizacji?


sobota, 29 marca 2014

Nation Brand

Miejsce Polski w światowych rankingach nation brand 

Gdy rozpoczęłam poszukiwania literatury dotyczącej polityki gospodarczej do tego bloga spotkało mnie małe zaskoczenie, które tylko upewniło mnie, że najwyraźniej nie tylko ja dostrzegam bardzo duże powiązanie pomiędzy polityką gospodarczą a budowaniem marki kraju (nation branding). Otóż gdy wpisałam w katalog biblioteki hasło: polityka gospodarcza, jedną z pierwszych proponowanych pozycji okazała się książka dotycząca właśnie ,,nation brandingu’’. Niestety okazała się być jedynym egzemplarzem na całą bibliotekę i zestawiając to z małą liczbą polskich artykułów na ten temat świadczy to zapewne o niskim zainteresowaniu tematyką oraz jak sądzę potwierdza przypuszczenia o niskiej świadomości w naszym kraju o mechanizmach budowania marki krajowej oraz o wadze tego przedsięwzięcia, zwłaszcza w kontekście polityki gospodarczej.

Celem tego bloga jest zwrócenie uwagi na notowania  Polski w zestawieniach globalnych z innymi państwami świata oraz przytoczenie problemów i obszarów polityki gospodarczej, na które zwracają uwagę autorzy znanych i często przytaczanych rankingów i raportów światowych  dotyczących nation branding (wizerunek marki krajów), wskaźnika rozwoju społeczno-ekonomicznego (HDI) oraz poczucia szczęścia i zadowolenia z życia. W tym celu odniosę się do zestawień i raportów z czterech rankingów: Country Brand Index 2012-2013, Anholt – Gf Nation Brand Index,Worlds Happiness Report, Human Development Report 2013 i będę przytaczała wskazówki zawarte w tych raportach, wypowiedzi ekspertów w dziedzinie nation brandingu i ekspertów z różnych obszarów polityki gospodarczej oraz własne obserwacje i przemyślenia. Chcę poprzez to pokazać, że problem wizerunku naszego kraju stanowi ogromne wyzwania przede wszystkim dla naszych wewnętrznych instrumentów polityki gospodarczej, a nie jedynie dobrych marketingowców. Aby notowania marki państwa polskiego były wysokie należy strategie nation-brandingowe wcielić w życie nie tylko w ramach działań promocyjnych i marketingowych, ale również w ramach działań politycznych. 

Nation Branding – budowanie marki kraju.

Wstępując do NATO, a następnie do Unii Europejskiej w roku 2004 Polska otworzyła sobie drzwi do zachodniego świata i jego standardów. Odtąd nie jest spostrzegana jako państwo komunistyczne czy część Związku Radzieckiego, ale suwerenne państwo i część Unii Europejskiej. Tym samym – rozpatrując tą kwestię w ramach głównego nurtu tej pracy – Polska należy również – ze wszystkimi plusami oraz minusami do brandu Unii Europejskiej, co zapewne znacznie poprawiło potencjalne notowania Polski, a to dlatego, że w czołówce wszelkich rankingów dotyczących nation branding’u, szczęścia, dobrobytu czy rozwoju społeczno-ekonomicznego nie brakuje większości krajów Unii Europejskiej. Można zatem potocznie powiedzieć, że Polska ,,podczepiła się’’ pod ogólnie bardzo dobry wizerunek Unii Europejskiej. UE jest bowiem niewątpliwie tą częścią świata, która jest uznawana za jedną z bezpieczniejszych, ma silny i względnie stabilny rynek, duże bogactwo i dziedzictwo historyczno-kulturowe, wysoki stopień przestrzegania i poszanowania praw człowieka, wysokie standardy demokratyczne. Baczni krytycy wspomnieli by również o wypominanej ostatnio nieskuteczności politycznej, czy socjalizacji oraz biurokratyzacji gospodarczej w UE, a co za tym idzie nieskuteczności politycznej i niekonkurencyjności ekonomicznej poszczególnych krajów. Jestem jednak zgodna z tą częścią dyskutantów, którzy wskazują jednak na więcej plusów członkostwa w Unii Europejskiej Polski w aspekcie wizerunkowym.

Aby przybliżyć się do sedna tematyki wytłumaczę pojęcie nation brandingu.
W wąskim i najprostszym ujęciu nation branding będzie oznaczał  aplikowanie technik korporacyjnych w budowę wizerunku kraju lub miasta. 
Jak twierdzi jednak Simon Anholt, autor rankingu nation brand, ekspert i pionier w tej dziedzinie oraz założyciel pisma poświęconemu tej tematyce - nation branding to również odejście od tradycyjnych metod działań dyplomacji publicznej w tej dziedzinie i tworzenie nowych strategii we współpracy z działami marketingu i public relations (Lee Hudson Teslik, 2007).
Jednak takie rozumienie budowania marki krajowej nie jest wystarczające. Anholt (2009) tłumaczy, że konieczne jest również wykorzystywanie jej, zastosowanie i wspieranie nie tylko poprzez mechanizmy marketingowe, ale również mechanizmy polityki gospodarczej: 
Źródło - wypowiedź Simon'a Anholt'a

W sytuacji rosnącej sieci powiązań pomiędzy poszczególnymi krajami, państwa przejmują wzorce działania zaczerpnięte od przedsiębiorstw. Kapitalizm generuje rozszerzenie definicji produktu poza wąsko rozumiane towary, jako materialne wyroby użytkowe. Prawa dotyczące promocji danej marki czy towaru odnoszą się także do konkretnego kraju, funkcjonującego na przestrzeni globalnego rynku. W celu zbudowania swojej pozycji i podniesienie konkurencyjności, poszczególne państwa zobligowane są do tworzenia i promocji swojego wizerunku. Zjawisko to określa się  właśnie mianem brandingu narodowego. Na całokształt marki narodowej składają się takie elementy jak: turystyka, eksport, polityka rządu, inwestycje, kultura oraz ludzie. (M. Raftowicz-Filipkiewicz, 2009).
Daniel Floriand (2012) na swoich wykładach podkreśla wagę nation brandigu i mówi, że na podstawie wyżej wymienionych elementów ludzie bardzo często decydują, czy kupić dany produkt o danym pochodzeniu i produkcji, czy zatrudnić osobę z danego państwa, czy się z nią zaprzyjaźnić, czy pojechać do danego kraju i go zwiedzić. Wypowiedź Daniela Flowiand'a .
Szersze rozumienie nation brandingu zakłada zatem  wykorzystanie mechanizmów budowania marki do analizy i świadomego kształtowania marek narodowych, czyli reputacji i wizerunków państw oraz wprowadzanie długofalowych i długoterminowych strategii i planów politycznych. Oprócz wpływów politycznych, kraje uzyskują w ten sposób wpływy 
kulturowe i – przede wszystkim – gospodarcze, przez przyciąganie turystów i inwestorów.

O ile w przeszłości niektóre państwa, jak na przykład Stany Zjednoczone, podejmowały świadome działania adresowane do społeczeństw zagranicznych, to dzisiaj działania te są obecnie o wiele lepiej przemyślane i to właśnie „zaawansowane” budowanie własnego wizerunku przez dane państwo jest wyznacznikiem właściwego pojmowania nation brandingu. Wiąże się to oczywiście z regułą kraju pochodzenia: wszyscy wiemy przecież, że belgijskie czekoladki nie mają sobie równych, a szwajcarskie zegarki nigdy się nie spóźniają. Czy byłoby tak, gdyby nie wizerunek Belgii i Szwajcarii, ich historie, tradycje i polityczne oraz gospodarcze standardy? Nasze dzisiejsze przekonanie o sprawach tak oczywistych jak włoska pizza, czy szwajcarskie zegarki to wynik wczesnego kształtowania marki narodowej. Tego typu specjalizacja, w terminologii marketingowej nazywana unique selling proposition, pozwala państwom czerpać korzyści z popytu na ich towary firmowe, a producentom owych towarów – podpierać się mocną marką narodową. Kraje mają coraz większą świadomość, że marka posiada swoją wymierną wartość. Umiejętność kształtowania brandu to możliwość na wzbogacenie się państwa (M. Górnicka, 2007).
Gary Olins – guru w dziedzinie brandingu, autor wykładów pt. ,,Why the Nation Needs a Brand" oraz autor koncepcji nation brandingowej dla Polski przytacza, że na poszczególne kraje możemy patrzeć w różnych perspektywach. Gdy myślimy o Stanach Zjednoczonych zapewne nasuwają nam się skojarzenia: technologia (internet, Apple, Microsoft), rozrywka i kultura (Disneyland, Hollywood), czy historia demokracji i kapitalizmu (prawa człowieka, konstytucja, amerykański sen, mocna gospodarcka, hegemon). Podobnie możemy spojrzeć na Włochy (pizza, cappuccino, ferrari, Sycylia, Wenecja, Rzym i otwartość ludzi. To właśnie myślenie w kategoriach nation brandingu. Co ciekawe ekspert zwraca uwagę, że Polska ma znakomite firmy kosmetyczne (Dr Irena Eris, Ziaja), ale ,,kto chce kosmetyków z Polski?’’. Olins sugeruje, że nie wystarczy wypromować i udoskonalać dany produkt, aby odnieść z nim sukces na światowym runku. Z pomocą musi przyjść image całego państwa, ale nie chodzi jedynie o zabiegi marketingowe (G. Olins, 2012). Marka to miejsce, a miejsce to ludzie, historia, sposób rządzenia, wartości, szczęście itp.  Kraje o najlepszych markach budowały ją swoją historią i tradycją, na co dowodem są ich stale wysokie miejca w rankinach nation brand i innych dotyczących chociażby szczęścia, czy rozwoju społeczno-gospodarczego (HDI). Żródło: Gary Ollins

Ciekawym przykładem działań wizerunkowych, zaczerpniętym z  moich obserwacji jest aktywność ambasady Turcji w Warszawie, która organizuje półdarmowe kursy języka tureckiego. Cena  rozpoczyna się już od 350 zł dla studentów, a dla porównania cena kursu j. angielskiego za taki sam okres w British Council to około 2295 zł. Ponad to ambasada organizuje pokazy tureckich filmów w najlepszych kinach w Warszawie oraz koncerty z tradycyjną muzyką turecką i jedzeniem. Takie działania sprzyjają integracji, promują kulturę i stwarzają przyjazny grunt pod potencjalne inwestycje. Przypuszczam, że takie działania ambasady są świadomie wkomponowane w ich strategie inwestycyjne na terenie Warszawy, czyli głównie budowę drugiej linii warszawskiego metra, w której prace wykonują m.in. tureckie firmy i tureccy inżynierowie. Jest to dobry przykład działań nation brandingowych za granicą danego państwa, bowiem Tureccy politycy zdając sobie sprawę z wpływu elementów wizerunkowych i  inwestują w dyplomację i konkretne działania na terenie państw, które stanowią rzeczywistych lub potencjalnych partnerów biznesowych.
Podobnie można przytoczyć przykład działań rządowych Gruzji – pozostającej w znakomitych stosunkach dyplomatycznych z Polską w ostatnich latach. Rząd Gruzji bez wątpienia rozpoczął koordynacje swoich działań z tamtejszą agencją turystyczną, która  z powodzeniem promuje to państwo w Polsce, zresztą z pomocą wynajętej przez gruzińską agencję turystyczną polskiej artystki – Natali Lesz. W przykładzie tym można znowu zauważyć koordynowane działania rządu, ludzi biznesu i marketingowców z państwowych agencji turystycznych, ale przejdźmy do Polski…..
Polska w rankingach
Anholt – Gf Nation Brand Index stworzony przez S. Anholta obejmuje 50 państw i wylicza reputację każdego z nich w oparciu o 6 składowych opinii: na temat mieszkańców, towarów eksportowych, polityki, walorów turystycznych i kulturowych oraz kapitału i talentu. Polska uplasowała się na 30 miejscu w rankingu między Chinami (29), a Cechami (31). Biorą pod uwagę, że w rankingu brano pod uwagę jedynie 50 państw wynik Polski nie zachwyca. Co ciekawe, pierwsza dziesiątka rankingu odpowiada grupie G8, zatem wyłącznie kraje rozwinięte i – za wyjątkiem Japonii – zachodnie. W drugiej dziesiątce pojawiły się tzw. średnie państwa europejskie tj. Hiszpania, Holandia, Belgia, a trzeciej głównie wschodnie potęgi. Polska balansuje zatem na granicy między trzecią a czwartą dziesiątką (Czechy, Egipt, Turcja).

 Najlepszy wskaźnik Polska uzyskała w punkcie ,,polityka'' obejmującym ocenę kompetencji i uczciwości rządu, poszanowanie praw obywatelskich, polityki zagranicznej i zaangażowania w rozwiązywanie problemów międzynarodowych. Pod tym względem plasujemy się na miejscu 23. Polska podobnie wysoko jest oceniana jako miejsce do inwestycji i cel imigracji (26 miejsce), tuż za Rosją i przed Czechami. W rankingu ,,towarów eksportowych'' lokujemy się na 25 pozycji, a w wymiarze ,,ludzie'' mierzącym opinie na temat przyjaźni, jesteśmy na 28 pozycji. Obszarami, które ciągną Polskę w dół rankingów są turystyka (36) i kultura (30) - za  wspominaną już Turcją, Norwegią czy Nową Zelandią. Polska nie jest bowiem postrzegana w świecie jako atrakcyjny cel podróży, czy kraj wspaniałych zabytków oraz atrakcji kulturalnych czy sportowych. 
Polska w rankingu Human DevelopmentIndex 2013 wykorzystywanym przez ONZ uplasowała się na 39 pozycji. Ranking  tworzony jest w oparciu o oczekiwaną długość życia, średnia liczbę lat edukacji otrzymanej przez mieszkańców w wieku 25 lat i starszych, oczekiwaną liczbę lat edukacji dla dzieci rozpoczynających proces kształcenia, równouprawnienie kobiet i mężczyzn oraz dochód narodowy brutto. Ciekawe jest, że Polacy mają niższy dochód narodowy brutto, niż Słowacy czy Czesi.


Choć zestawienie HDI nie dotyczy bezpośrednio nation brandingu, to przytaczam tutaj jego wyniki ze względu na fakt, że czołówka państw z silną i rozpoznawalną marką stanowi czołówkę również i w rankingu Human Development. Można zatem przypuszczać, że badane w HDI obszary rozwoju społeczno-gospodarczego pozostają w ścisłym związku z mechanizmami budującymi również nations brand.
Pozycja marki Polski w najnowszym rankingu FutureBand „Country Brand Index 2012/13” znajduje się na 75 miejscu. Wyprzedza nas, między innymi: Egipt (o którym było dość głośno głownie ze względu na społeczny przewrót polityczny) Nepal, Kenia, Wietnam i Sri Lanka. Skąd ten rozdźwięk pomiędzy dobrą opinią, jaką udało nam się uzyskać w ostatnich latach, a tak niską pozycją w zestawieniach?
Twórcza Przekona  - Strategie promocji marki Polski na globalnym rynku
Wizerunkiem Polski opiekuje się 60 różnych instytucji. Dwa najważniejsze wymiary – polityczny i gospodarczy – pozostają w gestii resortów spraw zagranicznych i gospodarki, obsadzanych zwykle przez różne partie, co powoduje rywalizację ,zamiast koordynacji i spójności działań. Ponad to Polska, nie doceniając wagi budowania wizerunku marki Polski wydaje na to przedsięwzięcie stosunkowo nie dużo. Do niedawna nie bardzo było wiadomo właściwie ile, ale obecna ekipa wymusiła na poszczególnych ministrach podanie kwoty budżetu na ten cel. Wstępne szacunki mówią o kwocie 100-200 mln. zł. W większości pieniądze te idą na tzw. promocję Polski za granicą, czyli reklamowanie tego, co poszczególne instytucje uważają za wartościowe. W efekcie Polska reklamuje to, co reklamy w zasadzie nie wymaga (znani artyści: Chopin, Skłodowska, Jan Pawel II), utrwala stereotypy tradycjonalizmu i zacofania (sztuka ludowa, kiełbasa) lub nawet szkodzi dobremu imieniu Polski (wódka, broń). Tak rozumiana promocja nie mówi wiele o naszym kraju. Polska wysyła mnóstwo, często ciekawych komunikatów, ale nie składają się one w żadną całość – kwituje Mirosław Boruc, prezes Instytutu Marki Polskiej. Wynika to z owego podziału planu i budżetu na ten cel w resortach.
Wyraźną zmianę widać w MSZ. Dawny departament promocji wpisał sobie do nazwy dyplomację publiczną, czyli zachodnie podejście do promocji kraju: jej adresatem nie są już tylko politycy, jak w tradycyjnej dyplomacji, ale całe opinie publiczne. Dyplomacja publiczna to dziś najprężniej rozwijająca się dziedzina polityki zagranicznej, dobrze rozwinięta przez kraje zachodnie: Tony Blair kilkakrotnie zwracał się do Polaków na łamach „Faktu”, Niemcy z okazji 4 czerwca urządziły w Warszawie festyn pod hasłem „Dziękujemy Polsce”, a Francja zorganizowała niedawno Dni Alzacji we Wrocławiu. Polskim przykładem jest akcja banerowa w Berlinie i niedawna wizyta CNN. Stacja przyjechała do Polski po to, by pokazać kraj 20 lat po obaleniu komunizmu.Za czas antenowy została sowicie opłacona (3,65=mln zł od PAIiIZ, POT, MSZ i Ministerstwa Kultury).
Nowe strategie MSZ służą jednak wciąż starym celom, a zwłaszcza jednemu: upamiętnianiu historii. Wciąż organizujemy tylko obchody rocznicowe, a zachodnich przywódców zapraszamy do siebie głównie po to, by składali wieńce pod naszymi pomnikami. Niestety mało kto w dzisiejszym świecie chce fatygować się na układanie wstęg i wysłuchiwanie patetycznych przemówień. Niewielki postęp można dostrzec w tym, że przeszliśmy z upamiętniania męczeństwa do gloryfikacji sukcesów tj. obalenie komunizmu, bitwa pod Grunwaldem, odsiecz wiedeńska. Swojego czasu MSZ zafundował nawet wycieczki edukacyjne dla zagranicznych do Oświęcimia, co pokazuje, że skupiamy się na bolesnym i ciążących na naszym wizerunku wydarzeniach, a nie promujemy pozytywnych tj. np. brak recesji w Polsce, czy popularne festiwale muzyczne. Uważam, że większe zainteresowanie może wzbudzić muzyka nowoczesna - Monika Brodka, Mela Koteluk niż folklorystyczne „Mazowsze”, sztuka Piotra Uklańskiego niż złota kolekcja polskich haftów krzyżykowych.
Zasadniczym problemem okazuje się wygenerowanie spójnego wizerunku Polski. My sami nie możemy się zdecydować, w którym kierunku chcemy iść i co właściwie z naszego otoczenia jest typowo polskie, dla nas fundamentalne i niepowtarzalne. Nie mamy jak Włosi swojej pizzy, ani święta św. Patryka jak Irlandczycy. W wyniku dalej funkcjonującego podziału na Polskę A i B, ciężko nam wyobrazić sobie zjawisko, czy produkt, pod którym mogłaby podpisać się większość Polaków. Dla terenów wschodnich folklor jest elementem codzienności i mieszkańcy tych terenów niechętnie postrzegają promowanie Polski jako kraju szklanych domów. Jednak czy w budowaniu marki chodzi o szczerość i czy autentyczność wysyłanego w świat przekazu kogokolwiek interesuje? Niezależnie o tego, jak opowiemy na to pytanie, musimy szukać czegoś niepowtarzalnego, co nas wyróżnia na tle innych narodów, skupić się nie tyle na samych produktach, co na ich rozpoznawalności. Puszcza Białowieska, nie Tatry, Mazury, nie Bałtyk.
W 2003 r. Krajowa Izba Gospodarcza zleciła w poszukanie marki naszego kraju brytyjskiemu specowi od marketingu państw Wally’emu Olinsowi. Swoje spostrzeżenie sprowadził on do pojęcia „twórcza przekora”. Według niego, w tej myśli przewodniej zawiera się istota polskości. Ciągłe zmiany, współistnienie skrajności, indywidualizm, nieobliczalność, połączona z niesamowitą kreatywnością – cechy te chce wyróżnić i promować Brytyjczyk. Jednak czy intelektualne hasło zdobędzie siłę przebicia w rzeczywistości masowej, a więc łatwej, przyjemnej i niewymagającej? Czy będzie konkurencją dla włoskiej pizzy? Być może to właśnie twórcza przekora sprawi, że nasz produkt poprzez swoją odmienność, stanie się ciekawy, rozpoznawalny i wysoko ceniony. Na dzień dzisiejszy marka Polski wyceniana jest na niecałe 500 mld dolarów.
Szczęście Polaków – World Happiness Report 2013
Szczęście jest aspiracja każdego człowieka i może być też miarą społecznego postępu. Już nawet Ojcowie Założyciele Stanów Zjednoczonych deklarowali niezbywalne prawo do dążenia do szczęścia. Co takiego jednak sprawia, że ludzie są szczęśliwi? World Happiness Report  wskazuje na aspekty ekonomiczne, socjologiczne, etyczne czy ściśle psychologiczne i mierzy szczęście  w dwóch wymiarach: płynące z satysfakcji z życia oraz szczęście emocjonalne. Oba wymiary mogą pozostawać w ścisłej zależności od otoczenia i środowiska, w tym również – patrząc szerzej – kraju, a zatem: ludzi w nim mieszkających, stosunków panujących między nimi, panujących obyczajów (aspekt kulturalny), szans na satysfakcję – na pracę, biznes, godne a nawet dostanie życie (aspekt ekonomiczno-polityczny). Co więcej autorzy raportu przywołują wiele dowodów, które jednoznacznie  pokazują, że ludzie, którzy są emocjonalnie szczęśliwi i mają większą satysfakcję z życia praz żyją w szczęśliwszych społecznościach są zdrowsi, bardziej produktywni i społecznie aktywni. Według autorów raportu tak mierzone ,,subiektywne  szczęście’’ w wyżej wspomnianych dwóch wymiarach zależy od indywidualnych cech charakteru, tradycji, wierzeń ale również od kondycji materialnej (tj. dobrobyt, bieda, zdrowie, choroby), na który aktywność polityczna, zwłaszcza gospodarcza i sposób jej prowadzenia może mieć znaczący wpływ. Główne obszary, które mają związek ze szczęściem obywateli to opieka zdrowotna (w tym opieka w wymiarze zdrowia psychicznego), transport oraz edukacja. Autorzy raportu zwracają uwagę, że w ostatnich latach kwestia satysfakcji z życia i dobrobytu stała się stałym i ważnym elementem polityki, nie rzadko stanowiąc hasło przewodnie, również w porównaniach gospodarczych pomiędzy państwami. Nie trudno zatem wyciągnąć z tego prosty wniosek, że aspekt poczucia szczęścia, dobrobytu i satysfakcji obywateli ma ogromny wpływ na sam wizerunek kraju w świecie i same działania marketingowe mające na celu promocje jednych elementów i odwracanie uwagi od drugich nie przyniosłyby wymiernych rezultatów.


Obszary, które mierzono w Worlds Happiness Report to subiektywny poziom satysfakcji z życia i poczucie szczęścia respondentów  oraz dane tj. oczekiwana długość życia, pkb per capita, społeczne wsparcie, wolność  dokonywania  wyborów, poziom korupcji, występowanie hojności. Polska w roku 2013 ulokowała się poza pierwszą pięćdziesiątką państw, bo dopiero na pięćdziesiątym pierwszym miejscu, wyprzedzając jednak takiej państwa jak Ukraina, Bułgaria czy Grecja. Nas wyprzedzają niektórzy sąsiedzi: Czechy, Niemcy, Słowacja, Szwecja oraz takie kraje jak Irak, Meksyk, Oman, Arabia Saudyjska czy Boliwia. Skąd taki względnie niski wynik? 
W rankingu wynika, że niskie notowania to skutek  subiektywnie niskiej oceny poziomu szczęścia Polaków oraz w części obiektywnej - notowania dotyczące średniej długości życia w wyniku np. niskiego  poziomu opieki zdrowotnej ( w tym również brak odpowiedniej opieki w wymiarze zdrowia psychicznego -  profilaktyki i leczenia) oraz notowania w wymiarze  dochodów na jednego mieszkańca (pkp  per capita). Analizując zestawienie można wyraźnie zauważyć, że Polska mogłaby wypaść o wiele lepiej, gdyby nie właśnie owe zadowolenie Polaków, dużo niższe, niż w krajach, gdzie notowania obiektywne były takie same lub niższe. Jak wskazują autorzy na takie zadowolenie z jednej strony mogą wpływać przekształcenia gospodarcze i – co dość paradoksalne – postęp społeczno-gospodarczy. Dla przykładu: rząd wprowadza droższe obecnie lecz w perspektywie długofalowej tańsze i przyszłościowe rozwiązania energetyczne. Podwyżka cen np. gazu czy energii elektrycznej może w takim wypadku wpływać na pogorszenie oceny zadowolenia z życia. Może jednak przyczynić się do jego podwyższenia w przypadku przyszłych pokoleń. Kolejnym aspektem w subiektywnej ocenie szczęścia to aspekt społecznej komunikacji i społecznego wsparcia np. za mały lub zbyt rzadki  kontakt społeczny i brak integracji społeczności. Raport niestety nie analizował szczegółowo sytuacji Polski i nie przedkładał interpretacji wyników, ale przytoczę w tym miejscu opinię Pani Architekt i planisty miasta stołecznego Warszawy - Magdaleny Staniszkis, która nawiązuje do kwestii integracji społeczności i ludzi. Opinię tą przytaczałam już na tym blogu w poście: ,,Wawadesign’’. Według Prof. Staniszkis np. Warszawa ma źle rozplanowaną przestrzeń i tworzy tzw. ,,złe miasto’’, czyli sprzyjające bardziej dezintegracji społecznej i niezadowoleniu z życia. Pani Staniszkis podkreślała, że jest również urbanistką, czyli kimś, kto planuje perspektywicznie nie tylko poszczególne budynki (to zadanie bardziej architekta), ale przestrzeń miejską jako całość, która ma tworzyć tzw. ,,dobre miasto''. W jej ocenie dobre miasto charakteryzuje się tak rozplanowaną przestrzenią, aby służyło integracji i komfortowi jej mieszkańców. Tym ostatnim służy ujmowanie w planach zagospodarowania przestrzennego terenów zielonych -  takich jak parków, gdzie można odpocząć i spotkać ludzi; przedszkoli i szkół - gdzie integruje się lokalna społeczność; terenów przeznaczonych ściśle na odpoczynek, rozrywkę i relaks - takich jak centra handlowe i sportowe, bary, restauracje czy spacerniki. Tak zaplanowane miasto, gdzie proporcjonalnie rozkłada się przestrzeń mieszkalną i przestrzeń biznesową czy wypoczynkową i integracyjną skutkuje integracją społeczności i co za tym idzie zwiększa komfort mieszkania oraz pracy. Takie rozplanowanie wymaga jednak decyzji politycznych, które nie leżą już w rękach architektów urbanistów, czy zwykłych ludzi. Z powodu podobnego braku decyzji i woli politycznej Warszawa nie ma swojego ścisłego centrum, pomimo, iż architekci i planiści przedstawiali bardzo wiele korzystnych rozwiązań. Tym samym- według Pani Magdaleny Staniszkis tworzymy w Polsce miasta które często nie mają swojego ścisłego centrum ani rozrywki, ani biznesu. Ma za to wielkie osiedla mieszkaniowe, które być może nie przypominają z zewnątrz komunistycznych blokowisk z płyty, ale strukturalnie niczym się od tamtych nie różnią. Mieszkańcy miast, zwłaszcza Warszawy tracą dziennie mnóstwo czasu na dojazdy ze swoich mieszkaniowych azyli do pracy, szkół, przedszkoli, sklepów czy nawet parków i miejsc rozrywki, gdzie w końcu mogą spotkać znajomych, rodzinę, innych ludzi. W efekcie często nie znają nawet swoich sąsiadów, bo nie mają szans na naturalna, bliską i prawdziwą integracje, która byłaby możliwa przez odpowiednie zaplanowanie i zagospodarowanie przestrzeni miejskiej. Niestety przeważa myślenie krótkofalowe, umotywowane zyskiem finansowym oraz tworzeniem obiektów, które służą zaledwie paru osobom, zamiast większej społeczności (Magdalena Staniszkis, 2013). Nie twierdzę, że jest to aspekt kluczowy na drodze do poprawy poczucia szczęścia i zadowolenia z życia Polaków, ale bez wątpienia aspekt dość istotny i odczuwalny niemal na co dzień w rozważaniach nad jakością życia i poczuciem szczęścia. 
Można przypuszczać, zgodnie z założeniami autorów raportu World Happiness Report, że poprawa w obszarze edukacji, transportu czy opieki zdrowotnej  (zwłaszcza profilaktyki / prewencji, jak sugeruje raport) mogłaby wpłynąć na większe zadowolenie i poczucie szczęścia Polaków z życia w ojczyźnie. Z kolei to mogłoby bez wątpienia wpłynąć na poprawę wizerunku Polski i Polaków w świecie. Autorzy raportu WHR wskazują, że podstawową i wymierną strategia poprawy poczucia szczęścia mieszkańców poszczególnych krajów jest również wprowadzenie badań socjologicznych nad tym obszarem i systematyczne wprowadzanie na tej podstawie strategii polityki wewnętrznej państwa. Wiele krajów organizuje konferencje i aktywizuje miejscową ludność w celu poprawy jakości życia i poczucia szczęścia poprzez różna strategie ekonomicznego rozwoju jak np. Bhutan, Brazylia, Portugalia, Wielka Brytania, USA, Australia, Tasmania czy Canada. W tych właśnie państwach często robi się sondaże i badania społeczne w celu poprawy jakości życia oraz przeprowadza akcje społeczne dotyczące np.  zanieczyszczenia wód i powietrza z zaangażowaniem lokalnych władz i lokalnej społeczności.  (World Happiness Report, 2013). Jedno jest dość jasne – sam raport World Happiness mówi nam o pozycji Polski na tle innych krajów, ale nie daje gotowych wskazówek jak i co ulepszać i modernizować. Polska, idąc za przykładem innych państw powinna stworzyć własną metodologię badania tego obszaru i systematycznie ulepszać obszary już wskazane. Idąc za przykładem państw, które już wprowadziły taką strategie, zapewne nie bez znaczenia pozostaje aktywizowanie lokalnej społeczności we współpracy z organami politycznymi.

Wyzwania dla polityki gospodarczej
W porównaniu do krajów Europy Zachodniej czy Ameryki Północnej, na temat krajów Europy centralnej i wschodniej w aspekcie nation brandingu jest wyjątkowo mało badań i literatury. Z pewnością wiadomo, że państwa te nie należą do ścisłej czołówki wszelkich rankingów dotyczących nation brandingu czy przemian społeczno-gospodarczych. Na większości tych państw ciąży nadal postkomunistyczny image i z pewnością potrzeba dobrych strategii oraz wielu inwestycji, aby zbudować silne marki  krajów tego regionu, w tym Polski. Wielu ekspertów (Suh and Khan, 2003; Tesfo, 2004; Arregle, 2009) jest zdania, że dobrą reputację danego miejsca należy budować od ekonomicznej strony. Podkreślają oni, że kluczową sprawą są działania na rzecz sukcesów towarów eksportowych (czego świetnym przykładem, ze względu na skoordynowanie działań sektora prywatnego i publicznego są np. Niemcy, Hiszpania czy Włochy). Kolejnym, newralgicznym niestety w przypadku Polski aspektem jest promocja turystyki (,,destination branding’’) i promocja kultury. Tu także eksperci wskazują na konieczność stworzenia spójnej wizji i koordynacji działań instytucji turystycznych (z m.in. Polska Agencja Rozwoju Turystyki). Jednym ze skutków ubocznym takiego braku koordynacji działań jest promocja zagranicą poszczególnych regionów Polski. Z jednej strony promocja  stoi na bardzo wysokim  poziomie, z drugiej strony takie rozczłonowanie nie sprzyja spójności wizerunku Polski jako całości. Promocje poszczególnych miast czy regionów tym bardziej należy skoordynować razem. Ponad to K. Dinnie (2009) proponuje Polsce promowanie ekoturystyki i kontynuowanie tworzenia infrastruktury sprzyjającej ekologii, ekoturystyce oraz zrównoważonemu rozwojowi. Zdaniem Dinne może to być jeden ze stałych elementów naszego wizerunku, wyróżniający nas z pośród innych krajów, a jednocześnie zgodny z nasza tożsamością i korzeniami (origins). Ta sama autorka zwraca również uwagę na wagę zwiększania świadomości o nation brandingu i proponuje (nie tylko Polsce) np. wprowadzenie kursów na uniwersytetach dotyczących nation brandingu.
Raport dotyczący szczęścia Polaków pokazuje, że choć jesteśmy coraz szczęśliwsi, to jednak niezbyt zadowoleni z życia w porównaniu do np. naszych zachodnich sąsiadów. Do zwiększenia zadowolenia Polaków mogłaby przyczynić się poprawa opieki zdrowotnej (również w zakresie prewencji). Przy obecnym stanie rzeczy konieczna jest gruntowna reforma systemu zdrowotnego w Polsce i najpewniej zwiększenie nakładów budżetowych na ten resort. Polska bowiem wydaje najmniej obok Bułgarii, Rumunii oraz Łotwy z pośród krajów UE na resort zdrowia z budżetu państwa - 455 euro  przy średniej unijnej 1800 euro na jednego mieszkańca (Dane przedstawiane przez Europejski Urząd Statystyczny, 2013). Dodatkowo aspektem, który mógłby wpłynąć pozytywnie nie tylko na zadowolenie i szczęście Polaków, ale również na lepszy wizerunek Polski jest poprawa stanu dróg oraz jakości transportu. Niestety Polska jest znana w Europie z małej ilości autostrad i kiepskiego stanu dróg oraz zatłoczonych środków komunikacji miejskiej. 
Sporą podpowiedź w zakresie poprawy wizerunku Polski i tego, co mogą zrobić w tej sprawie politycy daje nam wspominany wcześniej ranking  the Contry Brand Index 2012/2013 of Future Brand. Jest on znacznie bardziej szczegółowy od rankingu Anholt – Gf Nation Brand Index ponieważ wyróżnia więcej elementów w oparciu o które powstaje. Składa się z następujących wymiarów:
1)   Rządzenie w skład których wchodzą kolejne podwymiary: wartości, wolność polityczna, przyjazność względem środowiska, tolerancja, stabilność legislacyjna, wolność słowa,
2)   Jakość życia na którą składa się: system edukacyjny, system zdrowotny, standardy życia, bezpieczeństwo, możliwość zatrudnienia, atrakcyjne miejsce do życia według cudzoziemców,
3)   Potencjał do rozwoju, czyli inwestycje w klimat, zaawansowane (nowe) technologie, wykwalifikowana siła robocza, nadzór środowiska.
4)   Dziedzictwo kulturalne, a zatem: historia, sztuka, kultura, naturalne piękno, autentyczność.
5)   Turystyka – atrakcje, ceny w stosunku do wartości, jedzenie, infrastruktura turystyczna (plaże, nocne życie, zakupy).
Zatem łatwo zauważyć, że aby poprawić notowania Polski w rozumieniu nation brandingu nie wystarczą rozwiązania krótkofalowe. Przeciwnie – to myślenie o Polsce jako o całym systemie powiązanych ze sobą elementów. Jak wzmiankowałam wcześniej – Polska w tym zestawieniu uplasowała się na 75 pozycji. Nawet przy najlepszym planie marketingowym i najlepszej koordynacji działań nie będzie miała silnej marki bez solidnych podstaw i świadomości, że solidne podstawy budowane są poprzez umiejętne rządzenie, a więc wydawanie odpowiednich decyzji politycznych. W dużym uproszczeniu mechanizm może przedstawiać  się w następujący sposób: rozwarstwienie społeczne (skądinąd jako rezultat polityki gospodarczej) będzie wpływało na relacje między ludźmi, a to z kolei na szczęście i zadowolenie obywateli, co bez wątpienia odbija się na wizerunku Polaków i Polski jako miejsca na potencjalną imigracje, czy odwiedziny. Z kolei bez dobrego systemu edukacyjnego na wartości straci nie tylko kapitał ludzki, ale również w dłuższej perspektywie perspektywy biznesowe, inwestycyjne, choć te zależne są ściśle od dobrego uprawiania polityki gospodarczej przez polityków. Bez kreatywnego pierwiastka ludzkiego nie może być mowy o znanych i solidnych polskich produktach na eksport, a bez dobrego systemu wychowania fizycznego i wspierania młodych i zdolnych sportowców nie może być mowy o sukcesach sportowych – mających swój ogromny udział dla wizerunku państw. Z kolei bez inwestycji, nie będzie w budżecie państwa dużych funduszy na przedsięwzięcia kulturalne, również takie, które mogłyby promować Polskę.

Bibliografia:
1)      Magdalena Raftowicz-Filipkiewicz, Elementy brandingu narodowego w procesie komunikacji marketingowej kraju,, „Zeszyty Naukowe / Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu” 2011, nr 209, s. 335-345
2)      Magdalena Raftowicz-Filipkiewicz, Wpływ brandingu narodowego na konkurencyjność gospodarek, „Gospodarka Narodowa” 2009, nr 10, s.103-127.
3)      Keith Dinnie ,,The Nation Branding of the Czech Republic, Slovak Republic, Poland, and Hungary – Contrasting Approaches and Strategies ‘’ International Conference on Brand Management, IMT Ghaziabad, India, 8-9 January 2010 (version 2009).
4)      Keith Dinnie ,, Nation Branding interview – bried for Poland’’  Version February 2009. 
5)      John Helliwell, Richard layard and Jeffrey Sachs (2013) ,,World Happiness Report  2013’’dla United Nations.
6)   Lee Hudson Teslik (2007) ,, Nation Branding Explained’’ Council on Foreign Relation.
7)   Wawrzyniec  Smoczyński, Polska: kraj bez twarzy, „Polityka” 2009, nr 2712, s.

9)   Contry Brand Index 2012/2013. Future Brand.
10)L. Tatshaw, Xiaoyam Zhao (2008) ,,The Anholt Gfk Roper Nation Brands Index 2008 Global Report for Media Reference. Gfk Roper Public Affair and Media

11)   Magdalena Górnicka (2007) " Nation branding: państwa jak Pepsi czy Coca-Cola".
12)   http://www.psz.pl/tekst-29496/Polska-To-jest-kraj-niezwyklych-ludzi
13) 13) http://www.youtube.com/watch?v=QpoekhPOgzs
14) 14) http://www.youtube.com/watch?v=nJU6-RIdXWs
15) 15) http://www.youtube.com/watch?v=gAElX-HhNS0
Blog została zrecenzowany przez nadzw. prof. dr hab. Jana Jakuba Milewskiego - historyka, politologa, afrykanistę.